Translate

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 52.

 Poszliśmy do kuchni, gdzie na wyspie stały dwa talerze i kieliszek wina. Na porcelanie zobaczyłam pieczonego kurczaka i warzywa gotowane na parze.
- Ładnie wygląda - powiedziałam podchodząc do krzesła, które Łukasz mi odsunął.
- Mam nadzieje, że będzie ci smakowało.
 Zaczęliśmy jeść w ciszy, którą zaraz przerwał chłopak włączając muzykę. Poleciały delikatne rytmu jazz'owe, zespołu którego kompletnie nie znałam, w którym jak się okazało gospodarz grał i śpiewał.
- Mmm, pyszne wszystko - powiedziałam kończąc posiłek.
- No to się ciesze. Mam nadzieję, że masz jeszcze miejsce na deser.
- Deser?! Ja przez ciebie na pewno przytyję.
- No co ty, po jednym obiedzie? Czy zamierzasz tu wracać częściej?
- Możliwe - powiedziałam i ładnie się uśmiechnęłam.
- Moje drzwi są dla ciebie zawsze otwarte.
 Wstał z krzesła, pozbierał naczynia, a później wyciągnął z lodówki dwa pucharki wypełnione lodami i ciasteczkami czekoladowymi.
- Może film do tych lodów? - zagadnął stając obok mnie.
- Pewnie. Tylko zastrzegam, żadnych horrorów. Boję się ich straszliwie!
- No dobra, to komedia? Powiedz, że lubisz twórczość Allena, to podskoczę ze szczęścia.
- Daj no mi te pucharki - powiedziałam, a on spojrzał na mnie dziwnie, ale podał mi naczynia. - A teraz możesz skakać, bo uwielbiam Allena.
 Myślałam, że żartował, ale ten wariat poważnie podskoczył, aż zaczęłam się śmiać z niego, co oczywiście zaowocowało wielką obrazą, która minęła gdy usiadł koło mnie na sofie. Włączył film i zaczęliśmy zajadać się pysznymi, domowymi lodami waniliowymi. W połowie seansu rozdzwonił się mój telefon, a byli to siatkarze, pytający czy będę na meczu. Powiedziałam, że oczywiście. Po rozłączeniu się zapytałam Łukasza, czy ma ochotę jechać ze mną na mecz. Był jak najbardziej za, ale nie miał biletu, więc zadzwoniła do Roberta, żeby załatwił, że będziemy we dwójkę. Nie był to najmniejszy problem, więc zebraliśmy się, zajeżdżając do mnie po koszulkę drużynową, naturalnie z Bartka numerem i po dwudziestu minutach byliśmy na hali. Miejsca powoli się zapełniały, ale nasze zostały zachowane. Przywitaliśmy się z wariatami, ja z nimi chwile pogadałam, w czasie gdy Łukasz rozmawiał z Robertem. Życzyłam im powodzenia i poszli się rozgrzewać. Miejsca obok nas zajmowała Hania, z którą przegadaliśmy połowę meczu. Oczywiście emocji było mnóstwo, więc krzyczałyśmy, śmiałyśmy się i biłyśmy brawo. Łukasz po pierwszym secie załapał bakcyla i kibicował równie żarliwie jak my. W którejś z przerw Hania poszła do łazienki, więc zostaliśmy sami.
- Kochasz ten sport co nie? - zagadnął przekrzykując hałas.
- Bardzo - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem.
- Zauważyłem, bo gdy weszliśmy na halę zaczęłaś promienieć, tak jak w kuchni.
- W kuchni też promienieję? - zaczęłam się śmiać.
- No pewnie - odparł z szerokim uśmiechem.
 Wygraliśmy szybkie 3:0. Gdy chłopacy rozdawali autografy my poszliśmy porozmawiać z trenerami i sztabem. Później nadeszła nasza kolej na złożenie im gratulacji. Każdemu po kolei przybijałam piątke i przytulałam. Gdzieś na końcu wpadłam na Bartka, który na mój widok się szeroko uśmiechnął.
- Świetnie graliście - powiedziałam przybijając mu piątkę.
- Dzięki - odpowiedział.
- Byłam pewna, że taki będzie wynik.
- My nie do końca, ale dobrze nam poszło.
 Wszyscy wokoło byli zajęci sobą, rozmowami i świętowaniem kolejnego zwycięstwa, a ja nie widziałam niczego poza oczami i uśmiechem Kurka. Pogratulowałam mu jeszcze raz, a później się do niego przytuliłam. Właściwie wtuliłam się w niego, a on przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej, poczułam, że całuje czubek mojej głowy. W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy to zerwanie było nam potrzebne. Zacisnęłam mocno powieki i nie chciałam go puszczać.
- Świetny mecz Bartku - usłyszałam głos pana Marka i odwróciłam głowę w jego stronę, zapominając, że nadal przytulam się do przyjmującego. Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, a ja spojrzałam na twarz chłopaka. Nasze oczy się spotkały, a on się uśmiechnął.
- Miło znowu poczuć twoje ciepło - powiedział, a ja wypuściłam go z uścisku i zakłopotana spojrzałam na swoje buty. - Słodko wyglądasz jak się zawstydzasz, mówiłem ci to już kiedyś?
- Wydaje mi się, że tak - odpowiedziałam podnosząc głowę i na niego patrząc. Już chciałam zapytać czy możemy pogadać na osobności, ale zjawiła się koło nas blondyna z imprezy. Zaczęła świergoczeć jak to Bartek świetnie grał uwieszając mu się na szyi. Delikatnie ją od siebie odsunął, ale grzecznie podziękował. Gdy dziewczyna na mnie spojrzała jej wyraz twarzy trochę się zmienił.
- Gartuluję zwycięstwa - pojawił się koło mnie Łukasz wyciągając rękę do Bartka. Siatkarz uścisnął jego dłoń i przyjrzał mu się badawczo.
- To my już pójdziemy - powiedziałam łapiąc kucharza za nadgarstek. Wyszliśmy z hali w ciszy, którą przerwałam dopiero przy samochodzie. - Dzięki.
- Za co? - zapytał zdziwiony.
- Że podszedłeś, ta blondyna chyba mnie nie polubiła.
- Nie ma sprawy.
 Wsiedliśmy do pojazdu i ustaliliśmy, że odwiezie mnie do domu. Na podjeździe podziękowałam mu za udany dzień, pocałowałam w policzek i wysiadłam. Miałam mieszane uczucia, a właściwie kompletny bałagan w głowie i sercu. Usłyszałam, odjeżdżający pojazd, gdy przeszłam przez furtkę. Chwilę później poczułam wibracje telefonu. Wyjęłam go z kieszeni i ujrzałam wiadomość tekstową. Nadawca : Bartek. "Chciałbym z Tobą porozmawiać." Bez namysłu wykręciłam numer do siatkarza.
- Słucham? - usłyszałam jego głos.
- Chciałeś pogadać?
- Ale nie tak. Mogę być u ciebie za dziesięć minut?
- To gdzie ty jesteś, że za dziesięć minut?
- No z hali wychodzę.
- Przecież nie da się w tak krótkim czasie tu dojechać.
- To ma być wyzwanie?
- Zwariowałeś kompletnie?!
- Skąd taki pomysł? - usłyszałam zamykające się drzwi samochodu i odpalany samochód.
- Bartek, spokojnie, nie musisz się śpieszyć, zrobię kakao i zaczekam w kuchni. Wejdziesz sam prawda?
- Pewnie.
 Rozłączyłam połączenie i cała zmarznięta weszłam do domu. Po zdjęciu butów, nałożyłam szybko kapcie i powędrowałam do kuchni. Gdy mleko się gotowało wzięłam gazetę i spojrzałam na telefon, minęło dziesięć minut. Dokładnie w momencie gdy to przeszło przez moje myśli usłyszałam otwierane drzwi. Wstałam z krzesła i wyjrzałam na korytarz.
- Ileś ty kilometrów na godzinę jechał?! - krzyknęłam na chłopaka zdejmującego kurtkę i buty. On zaczął się tylko śmiać i podszedł bliżej.
- Nie wiem nawet, nie spojrzałem, ale chyba zbyt szybko, bo zgubiłem patrol po drodze - usłyszałam odpowiedź.
- Co takiego?!
- No żartuję przecież, uspokój się mała.
- Ja przez ciebie kiedyś zwariuję.
- To obietnica czy ostrzeżenie?
- No widzę, że ty masz już za sobą ten proces - powiedziałam również się śmiejąc i stawiając przed nim kubek kakao.
- Masz rację, dzisiaj wieczorem uświadomiłem sobie, że oszalałem.
- Czemu akurat dzisiaj wieczorem?
- Bo to był istotny wieczór w procesie szaleństwa.
- Mhm, a z jakiego powodu oszalałeś? Ze szczęścia po wygranej?
- Nie. Z twojego powodu. Oszalałem na twoim punkcie.


***
Wybaczcie tak długą nieobecność, ale niestety miałam blokadę i nie mogłam nic wymyślić. Całe szczęście jest lepiej i kolejny rozdział już się tworzy. Postanowiłam natomiast, że będę dodawać coś nowego co poniedziałek. Pasuje Wam? ; >
Mam nadzieję, że tym rozdziałem Was troszkę udobrucham ; )

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 51.

- To co? Idziemy na spacer? - zapytał zjadając rogalika.
- Jasne - odpowiedziałam wstając z krzesła i wstawiając naczynia do zlewu.
 Poszliśmy do salonu, gdzie oboje się ubraliśmy. Zamknęłam drzwi na klucz i powędrowaliśmy w stronę parku.
- Co słychać? Jak tam plany na przyszłość? - zagadnął Łukasz.
- Zaczynam powoli bać się matury, w końcu to już zaraz, po feriach raptem dwa miesiące mi zostaną.
- A z czego zdajesz?
- Standardowo polski, matma i język, ja mam angielski. Dodatkowo wzięłam sobie wos i biologię.
- To na co zdajesz?
- Fizjoterapia.
- Oo, ciekawy kierunek. Powiedz mi jeszcze skąd w tak poukładanym życiorysie znalazło się miejsce na gotowanie?
- Uwielbiam gotować i piec od małego. Babcia nauczyła mnie wszystkiego co sama umiała, później podarowała mi, na któreś urodziny książkę kucharską. No i zaczęła się moja pasja. Przerobiłam książkę w przeciągu pół roku, codziennie coś innego. Rodzice byli ze mnie dumni, wiesz, mało która czternastolatka woli siedzieć w kuchni niż rozrabiać - oboje zaczęliśmy się śmiać.
- No to widzę, że historia podobna. Ja też od młodych lat w kuchni siedziałem, z ojcem, każdego dnia. Później w jego restauracji. No i jakoś trafiłem do Stefana, szefa naszego, znaczy póki co mojego.
 Spacerowaliśmy tak ponad godzinę rozmawiając o wszystkim i o niczym. Czułam się przy nim totalnie swobodnie, nie musiałam niczego udawać. Co najważniejsze wydawało mi się, że on czuje się tak samo. Śmiechom nie było końca, ciągle się wygłupiał. Dowiedziałam się, że ma dwie siostry i brata, oraz dwadzieścia siedem lat.
- Musisz wracać do domu, czy mogę porwać cię na obiad? - zapytał gdy huśtaliśmy się na huśtawkach.
- Zależy na jak długo mnie porwiesz - opowiedziałam żartem.
- Nie no, spokojnie, tak za pół roku cię odstawię.
- Ile?!
- Żartuje, żartuje. Spokojnie, jak tylko będziesz miała mnie dość, to cię odwiozę.
 Poszliśmy pod mój dom, gdzie miał zaparkowany samochód. Czarne terenowe auto stało przy krawężniku, nie wiedziałam jak mogłam go wcześniej nie zauważyć. Wszystkie siedzenia wyłożone były jasną skórą, a gdy odpalił silnik włączyło się radio, nastawione na moją ulubioną stację. Jechaliśmy śpiewając stare hity, nie całe dziesięć minut. Gdy zaparkował nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zobaczyłam przed sobą parterowy domek, śliczny, z ciemnego drewna.
- To tutaj mieszkasz? - zapytałam gdy rozpinaliśmy pasy.
- Owszem - odpowiedział i wysiadł z auta. Szybko rozpięłam swoje pasy i wysiadłam za nim.
- Chodź, chodź. Oprowadzę cię - ponaglił mnie. Otworzył przede mną drzwi i po zdjęciu kurtek poszliśmy w głąb domu. Wszędzie ciemne panele, w salonie beżowa kanapa , wielki telewizor, kilka szafek w ciemnym brązie połączonych z beżem. Reszta pokoi była równie ładnie urządzona, ale kuchnia mnie urzekła. Czarne, marmurowe blaty, srebrne sprzęty, a co najlepsze wyspa. Marzyłam o takiej kuchni, a on ją po prostu miał.
- Tu jest cudownie - powiedziałam, gdy Łukasz zaczął przygotowywać obiad.
- Ciesze się, że ci się podoba - odpowiedział z szerokim uśmiechem.
- Ta kuchnia jest marzeniem, jeny, jak będę urządzała swoją kuchnię, to pomożesz mi ją wypełnić ok?
- Pewnie, żaden problem.
- A co gotujesz? Pomóc ci jakoś? - zagadnęłam wstając z krzesła i stając za nim.
- Nie ma mowy, idź obejrzyj pokój gościnny, kominek, taras, ale na taras to w kurteczce, bo jeszcze się przeziębisz. Dzisiaj ja gotuję niespodziankę, następnym razem to ty coś mi ugotujesz ok?
- No dobra.
 Jak kazał tak zrobiłam i poszłam zwiedzić jego dom. Powolnymi krokami oglądałam każdy zakamarek. Doszłam do oszklonych drzwi prowadzących na taras, a za nimi drewniany parkiet ze szklanym stolikiem i krzesłami. Kawałek dalej stała huśtawka z poduszką. Gdy już się napatrzyłam poszłam dalej. Zawędrowałam do sypialni, gdzie na pierwszym planie było ogromne łóżko. Pokój był pomalowany na kasztanowy kolor, ale jedna ściana była cytrynowa. Na przeciwko łoża, na którym usiadłam stała stara szafa, ale nie stara w sensie, że rozpadająca się. Po prostu była wystylizowana na stare lata. Z lewej było okno, duże okno, które rzucało dużo światła do pomieszczenia. Z prawej za to wisiało lustro, a pod nim stała komoda. Wszystko pasowało stylistycznie do szafy. Na komodzie stały ramki ze zdjęciami, którymi się zainteresowałam. Na jednym z nich widniał Łukasz z mężczyzną, bratem albo ojcem, nie byłam pewna. Na następnym był z dwiema ślicznymi dziewczynami, jak się domyślam siostrami. Na kolejnym był z kolejnym mężczyzną. Ostatnie przedstawiało całą ekipę z kateringu. Gdy przeglądałam fotografie chłopak wszedł do pokoju.
- Widzę, że nawet do sypialni zawędrowałaś - powiedział podchodząc do mnie. - Ten tutaj, to mój tata - wskazał pierwsze zdjęcie. - Tutaj jestem z Grześkiem, moim bratem. Tutaj Greta i Jula się na mnie uwiesiły.
- Bardzo ładna rodzinka.
- Dzięki. Obiad gotowy, zapraszam.

***
Krótka przerwa, bo czekałam, na te 5 komentarzy, ale już nie mogłam się doczekać, żeby oddać w Wasze ręce ten oto rozdział. Miłego czytania ; )

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 50.

 Spałam sobie smacznie, śniąc o wymarzonej kuchni, gdy nagle poczułam ciężar na swoim ciele. Opornie zaczęłam otwierać oczy i zobaczyłam, że leży na mnie Antek. Udawałam, że mnie nie obudził, a on skoczył na mnie jeszcze raz. Wtedy ja szybko się podniosłam, chwyciłam go w ramiona, położyłam na łóżku i zaczęłam gilgotać. Zaczął się śmiać jak opętany i krzyczeć żebym przestała. Po chwili dałam się namówić i go puściłam, a on dalej leżał.
- Ciociu, kiedy Bartek nas odwiedzi? - zapytał po jakimś czasie.
- Nie wiem kochanie, jak chcesz możesz później do niego zadzwonić i zapytać - odpowiedziałam uśmiechając się.
 Spojrzał na mnie i pokiwał głową. Poszliśmy  powoli do kuchni, gdzie siedzieli już Ania i Robert. Na stole były tosty, sok pomarańczowy i sałatka warzywna.
- Cześć dzieciaki - powiedział Robert, a my zasiedliśmy do posiłku.
 Zjedliśmy w ciszy oglądając bajki. Gdy skończyłam pozbierałam wszystkie talerze i zaczęłam zmywać, Antek pobiegł do swojego pokoju, a jego rodzice siedzieli oglądając wiadomości. Gdy kończyłam płukać mały wpadł do kuchni z moim dzwoniącym telefonem. Szybko wytarłam rękę o spodnie i zabrałam od niego przedmiot. Na ekranie widniał napis : Łukasz.
- Słucham? - zapytałam odbierając.
- No hej, tak pomyślałem, że może jakbyś miała chwilę to poszlibyśmy na spacer? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Jasne, o której i gdzie?
- No tak za dwie godziny, mogę po ciebie zajechać jak chcesz.
- Pewnie, tu obok mamy lasek więc mi pasuje.
- Ok, adres wyślij mi sms i widzimy się później.
- Pa.
 Gdy się rozłączył wpisałam adres i wysłałam chłopakowi. Wróciłam do kuchni i dokończyłam zmywanie. Czułam, że Ania chce o coś zapytać, ale Robert jeszcze tam siedział.
- Dobra, lecę na trening. Gosia wpadniesz później? - zagadnął mnie szwagier.
- Nie, dzisiaj raczej nie - odpowiedziałam patrząc na nich i wycierając ręce tym razem w ręcznik.
- Pokłóciłaś się z Bartkiem? - zapytała Ania. Jej mąż szybko ulotnił się z kuchni.
- Nie.
- Więc dlaczego nie idziesz? Rozstaliście się?
- W wywiadzie pracujesz? - zaczęłam się śmiać.
- Nie, po po prostu się o ciebie martwię. Widziałam jacy szczęśliwi jesteście.
- Hania rozmawiała z nami i uznaliśmy, albo raczej ja, że na razie zostaniemy przyjaciółmi, i będziemy się poznawać każdego dnia, powoli.
 Chwilę nic nie odpowiadała po czym wstała z krzesła i mnie przytuliła.
- Anka, spokojnie, nie rozpaczam. To ja tego chciałam, on powiedział, że się nie podda i będzie walczył.
- Oj siostrzyczko. To w takim razie z kim ty się umawiałaś?
- Z Łukaszem.
- Kto to?
- Kolega od garów.
- Słucham?
- Wczoraj go poznałam, gdy poszliśmy z Danielem do kuchni. Zaczęłam z nimi gotować, później tańczyliśmy, śmialiśmy się i tak dalej.
- To przez niego zerwałaś z Bartkiem?
- Nie, Anka, to przez nikogo, uznałam, że Hania ma rację i za szybko postawiliśmy przed sobą takie zobowiązania.
- No dobra, nie naciskam więcej, oby wyszło wam to na dobre - dodała wychodząc z kuchni. Dokończyłam zmywać i poszłam wziąć prysznic. Gdy wyłączyłam strumienie wody wytarłam ciało miękkim ręcznikiem, a później umyłam twarz ukochanym żelem, następnie posmarowałam ją kremem nawilżającym. Ubrałam się w szlafrok i powędrowałam do pokoju. Otworzyłam szafę i zaczęłam się zastanawiać w co ubrać. W ciemnych jeansach i szarej bluzie kangurce poszłam zobaczyć jaka jest temperatura. Było tylko minus dwa, więc strój mi pasował. W łazience wysuszyłam włosy, wmasowałam w nie jedwab i związałam w warkocza. Spojrzałam na zegarek i miałam jeszcze piętnaście minut. Wyszłam w więc z łazienki i poszłam do kuchni, żeby wypić kakao.
- Gosieńko my z Antkiem lecimy do mojej koleżanki, poradzisz sobie sama? - zagadnęła Anka.
- No pewnie, lećcie! - odpowiedziałam a ich zaraz nie było. Zrobiłam kakao i nastawiłam wodę na herbatę. Poszperałam po szafka i zaczęłam wymyślać co można z tego zrobić. W tym samym momencie mój telefon zaczął dzwonić.
- Hej - usłyszałam głos Łukasza.
- No cześć - odpowiedziałam.
- Możemy wyjść już?
- Jasne, tylko wiesz co, wpadaj może tutaj, dopiero co zrobiłam sobie kakao.
- No dobra, to chwilka, moment - usłyszałam dzwonek do drzwi - jestem.
 Zaczęłam się śmiać i nie rozłączając się poszłam otworzyć drzwi. Dopiero gdy ujrzałam go w czarnej kurtce, brązowych butach za kostkę i szarych rękawiczkach, a w nich pudełeczko rozłączyłam się.
- A to co? - zapytałam patrząc zdezorientowana.
- Rogaliki, pomyślałem, że musisz spróbować moich - odpowiedział wchodząc do domu. - Do kakao będą w sam raz.
 Zdjął kurtkę i buty, a ja zaprowadziłam go do kuchni, gdzie przygotowałam drugi napój. Usiedliśmy na przeciwko siebie i otworzył pudełeczko. Moim oczom ukazały się idealnie spieczone rogaliki. Gdy pierwszy wylądował w moich ustach wiedziałam, że naładowany jest czekoladą.
- Pyszne - powiedziałam między kęsami. Odpowiedział mi uśmiechem nie odrywając ode mnie wzroku.

***
No to mamy rozdział 50 ; ) Poproszę 5 komentarzy, dacie radę? ; )