- To co? Idziemy na spacer? - zapytał zjadając rogalika.
- Jasne - odpowiedziałam wstając z krzesła i wstawiając naczynia do zlewu.
Poszliśmy do salonu, gdzie oboje się ubraliśmy. Zamknęłam drzwi na klucz i powędrowaliśmy w stronę parku.
- Co słychać? Jak tam plany na przyszłość? - zagadnął Łukasz.
- Zaczynam powoli bać się matury, w końcu to już zaraz, po feriach raptem dwa miesiące mi zostaną.
- A z czego zdajesz?
- Standardowo polski, matma i język, ja mam angielski. Dodatkowo wzięłam sobie wos i biologię.
- To na co zdajesz?
- Fizjoterapia.
- Oo, ciekawy kierunek. Powiedz mi jeszcze skąd w tak poukładanym życiorysie znalazło się miejsce na gotowanie?
- Uwielbiam gotować i piec od małego. Babcia nauczyła mnie wszystkiego co sama umiała, później podarowała mi, na któreś urodziny książkę kucharską. No i zaczęła się moja pasja. Przerobiłam książkę w przeciągu pół roku, codziennie coś innego. Rodzice byli ze mnie dumni, wiesz, mało która czternastolatka woli siedzieć w kuchni niż rozrabiać - oboje zaczęliśmy się śmiać.
- No to widzę, że historia podobna. Ja też od młodych lat w kuchni siedziałem, z ojcem, każdego dnia. Później w jego restauracji. No i jakoś trafiłem do Stefana, szefa naszego, znaczy póki co mojego.
Spacerowaliśmy tak ponad godzinę rozmawiając o wszystkim i o niczym. Czułam się przy nim totalnie swobodnie, nie musiałam niczego udawać. Co najważniejsze wydawało mi się, że on czuje się tak samo. Śmiechom nie było końca, ciągle się wygłupiał. Dowiedziałam się, że ma dwie siostry i brata, oraz dwadzieścia siedem lat.
- Musisz wracać do domu, czy mogę porwać cię na obiad? - zapytał gdy huśtaliśmy się na huśtawkach.
- Zależy na jak długo mnie porwiesz - opowiedziałam żartem.
- Nie no, spokojnie, tak za pół roku cię odstawię.
- Ile?!
- Żartuje, żartuje. Spokojnie, jak tylko będziesz miała mnie dość, to cię odwiozę.
Poszliśmy pod mój dom, gdzie miał zaparkowany samochód. Czarne terenowe auto stało przy krawężniku, nie wiedziałam jak mogłam go wcześniej nie zauważyć. Wszystkie siedzenia wyłożone były jasną skórą, a gdy odpalił silnik włączyło się radio, nastawione na moją ulubioną stację. Jechaliśmy śpiewając stare hity, nie całe dziesięć minut. Gdy zaparkował nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zobaczyłam przed sobą parterowy domek, śliczny, z ciemnego drewna.
- To tutaj mieszkasz? - zapytałam gdy rozpinaliśmy pasy.
- Owszem - odpowiedział i wysiadł z auta. Szybko rozpięłam swoje pasy i wysiadłam za nim.
- Chodź, chodź. Oprowadzę cię - ponaglił mnie. Otworzył przede mną drzwi i po zdjęciu kurtek poszliśmy w głąb domu. Wszędzie ciemne panele, w salonie beżowa kanapa , wielki telewizor, kilka szafek w ciemnym brązie połączonych z beżem. Reszta pokoi była równie ładnie urządzona, ale kuchnia mnie urzekła. Czarne, marmurowe blaty, srebrne sprzęty, a co najlepsze wyspa. Marzyłam o takiej kuchni, a on ją po prostu miał.
- Tu jest cudownie - powiedziałam, gdy Łukasz zaczął przygotowywać obiad.
- Ciesze się, że ci się podoba - odpowiedział z szerokim uśmiechem.
- Ta kuchnia jest marzeniem, jeny, jak będę urządzała swoją kuchnię, to pomożesz mi ją wypełnić ok?
- Pewnie, żaden problem.
- A co gotujesz? Pomóc ci jakoś? - zagadnęłam wstając z krzesła i stając za nim.
- Nie ma mowy, idź obejrzyj pokój gościnny, kominek, taras, ale na taras to w kurteczce, bo jeszcze się przeziębisz. Dzisiaj ja gotuję niespodziankę, następnym razem to ty coś mi ugotujesz ok?
- No dobra.
Jak kazał tak zrobiłam i poszłam zwiedzić jego dom. Powolnymi krokami oglądałam każdy zakamarek. Doszłam do oszklonych drzwi prowadzących na taras, a za nimi drewniany parkiet ze szklanym stolikiem i krzesłami. Kawałek dalej stała huśtawka z poduszką. Gdy już się napatrzyłam poszłam dalej. Zawędrowałam do sypialni, gdzie na pierwszym planie było ogromne łóżko. Pokój był pomalowany na kasztanowy kolor, ale jedna ściana była cytrynowa. Na przeciwko łoża, na którym usiadłam stała stara szafa, ale nie stara w sensie, że rozpadająca się. Po prostu była wystylizowana na stare lata. Z lewej było okno, duże okno, które rzucało dużo światła do pomieszczenia. Z prawej za to wisiało lustro, a pod nim stała komoda. Wszystko pasowało stylistycznie do szafy. Na komodzie stały ramki ze zdjęciami, którymi się zainteresowałam. Na jednym z nich widniał Łukasz z mężczyzną, bratem albo ojcem, nie byłam pewna. Na następnym był z dwiema ślicznymi dziewczynami, jak się domyślam siostrami. Na kolejnym był z kolejnym mężczyzną. Ostatnie przedstawiało całą ekipę z kateringu. Gdy przeglądałam fotografie chłopak wszedł do pokoju.
- Widzę, że nawet do sypialni zawędrowałaś - powiedział podchodząc do mnie. - Ten tutaj, to mój tata - wskazał pierwsze zdjęcie. - Tutaj jestem z Grześkiem, moim bratem. Tutaj Greta i Jula się na mnie uwiesiły.
- Bardzo ładna rodzinka.
- Dzięki. Obiad gotowy, zapraszam.
***
Krótka przerwa, bo czekałam, na te 5 komentarzy, ale już nie mogłam się doczekać, żeby oddać w Wasze ręce ten oto rozdział. Miłego czytania ; )
Brakuje mi Bartka...
OdpowiedzUsuńR :*
Kochana, już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie komentuję systematycznie :(
Nastka :)
Tęsknimy za kolejnymi rozdziałami...
OdpowiedzUsuńR :*