Translate

sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 44.


- No ja jestem jak najbardziej za - powiedział Alek uśmiechając się szeroko. - Myślę, że reszta podzieli nasz entuzjazm.
- Entuzjazm na co? - zapytał Zati, pojawiając się nagle w pokoju.
- Jezu, Zati! Nie strasz ludzi - zawołałam po polsku.
- No ja wiem, wy sobie tutaj romantyczny kącik urządziliście, ale ludzie was szukają, bo jedzenie zaraz będzie - odpowiedział.
- Chodź Alek, obiad czeka - zwróciłam się do Serba po angielsku.
- A o jakim entuzjazmie była mowa? - zagadnął go Paweł.
- Wystraszyłeś Gosię i zepsułeś nastrój więc ci nie powiem - odpowiedział udając poważnego, co po chwili mu nie wyszło i oboje śmiejąc się z Zatiego weszliśmy do sali głównej. Nadal trwały rozmowy, każdy zajmował się sobą. Wypatrzyłam z drugiego końca sali spojrzenie Bartka, który miał dziwny wyraz twarzy.
- Gdzie zaginęłaś? - zagadnął Daniel stając obok mnie.
- Urządzili sobie z Alkiem romantyczny kącik - powiedział Paweł.
- Zatorski, jak ja cię zaraz - powiedziałam grożąc mu palcem. Atanasijevic jedyne co zrobił to zaczął się śmiać. - Wy jesteście porąbani!
- Ładnie to tak? - zapytał Daniel patrząc na mnie śmieszny wzrokiem z góry, nie wytrzymałam i zaczęłam się z niego śmiać. Alek oczywiście widząc minę Pliny zaczął się śmiać jeszcze bardziej. Sam winowajca, nie wiele dłużej wytrzymał z powagą i zaraz śmiał się z nami.
- Jeny, dziewczyno, co ty im dajesz, że się ciągle śmieją? - zapytała Karolina stając obok Daniela.
- Właśnie nic i to chyba mój błąd - powiedziałam klepiąc Alka w ramię.
- What's up? Do you wanna fight? - zawołał Serb nagle poważniejąc. Napiął klatę, co wywołało śmiech wśród wszystkich obecnych.
- Obiad na stole - krzyknął mężczyzna w surducie, gdy śmiechy powoli cichły. Nadal w cudownych nastrojach wszyscy powędrowaliśmy do stołu. Wszyscy zajmowali miejsca, w bliżej nie określony sposób, mi się trafiło miejsce między Alkiem i Danielem. Oboje byli z tego wyraźnie zadowoleni, co mnie lekko rozbawiło. Do pomieszczenia zaczęli wchodzi kelnerzy z tacami pełnymi talerzy. Najpierw podano marchewkową zupę krem, który była idealnie doprawiona. Następnym daniem było puree ziemniaczane, grillowana ryba oraz lekka sałatka. Wszystko było tak pyszne, że na jakiś czas rozmowy, niemal całkiem ucichły. Gdy ostatni z gości zjadł kelnerzy zabrali naczynia, a my mieliśmy chwilę przerwy w jedzeniu.
- Jezu, jakie to było pyszne! Ja chcę poznać szefa kuchni - powiedziałam do Daniela, który zaczął się ze mnie śmiać.
- Jak chcesz to możemy się do niego przejść, może nas nie wygoni, bo podobno jest zaborczy względem swojej kuchni - odpowiedział.
- No to koniecznie idziemy!
 Powoli wstaliśmy ze swoich miejsc i powędrowaliśmy za jednym z kelnerów.
- Dzień dobry - powiedziałam zaglądając przez drzwi.
- Dzień dobry! - zawołał jeden z kucharzy. Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie unosiły się zapachy słodkości.
- Ja chciałam w imieniu swoim i myślę całego tamtego pokoju, pogratulować tak pysznych dań! Nie wiem, kto jest tutaj szefem, ale wydaje mi się, że zasługa jest w całym zespole - powiedziałam patrząc na każdego po kolei. Uśmiechu na ich twarzach powiększały się z każdym moim słowem.
- Cieszymy się, że smakowało.
- Czy ja bym mogła tylko zapytać jakich ziół dodaliście do tej ryby? Bo była idealnie skomponowana. Czuło się tę morską bryzę nawet. To zasługa soli morskiej czy jeszcze czegoś?
- Ty się dziecko znasz na gotowaniu? - zapytał jeden ze starszych.
- Trochę tak.
- Niech pan jej nie słucha, podobno jest najlepsza w rodzinie - powiedział Daniel.
- Sara, daj no mi tu jeden fartuch - powiedział ten sam kucharz. - Zaraz sprawdzimy naszą ciekawską pannę.
- Tak jest szefie - odpowiedziała dziewczyna idąc do małego pomieszczenia obok. Po chwili wyszła z białym fartuchem, którym mi podała.
- No, to ubieraj, brakuje nam jednej osoby do deserów - powiedział. - A pan, jeśli można prosić, niech wróci do swoich gości - dodał z uśmiechem wskazując drzwi. Daniel posłusznie wyszedł.
- No dobra, to za co mam się brać, szefie? - zapytałam patrząc na niego.
- Umiesz robić ciasta? Lody? Czekoladki?
- Tak.
- Tak co?
- Tak wszystko.
 Kilko z kucharzy lekko zachichotało.
- No dobra, no to pomożesz Łukaszowi w cieście czekoladowo-bananowym, mają być a'la tarty, banany na wierzch, a na nie bita śmietana. Jasne?
- Jasne! Który to Łukasz?
- Tu jestem, chodź, chodź, mamy co nieco do zrobienia - zawołał mnie mężczyzna, którego wieku nie mogłam zidentyfikować. Miał ciemną karnację, ciemne oczy, ciemne włosy i kilkudniowy zarost.
- Cześć, jestem Gośka - powiedziałam podając mu dłoń.
- Łukasz - odpowiedział trzęsąc moją dłonią z uśmiechem na twarzy.
- Szefie, ale czy może się dziewczyna przebrać? Bo przecież jest jednak gościem, później wyjdzie do nich brudna - zawołał w kierunku pracującego mężczyzny.
- Pewnie, trzy minuty i jesteście spowrotem - odpowiedział.
- Ale ja nie mam nic do przebrania - zwróciłam się do Łukasza.
- Spokojnie, ja mam, chodź.


1 komentarz:

  1. Powiem Ci jedno - nabrałam ochoty na to ciasto :D

    R :*

    OdpowiedzUsuń