Translate
czwartek, 20 grudnia 2012
Rozdział 34.
- No to dobrze - powiedziała z ulgą Anka. Umyła zęby, a ja w ciszy zmyłam makijaż.
- Dobranoc staruszko - powiedziałam dając jej buziaka w policzek.
- Dobranoc - odpowiedziała uśmiechając się do mnie.
Zaszłam jeszcze do kuchni po szklankę soku pomarańczowego i powędrowałam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i sącząc powoli napój zaczęłam myśleć o tym wszystkim co się wydarzyło. Wydawało mi się, że miałam już decyzję w sprawie studiów podjętą. Włączyłam laptopa, żeby napisać do Kaśki, mojej przyjaciółki z Warszawy. Byłam pewna, że już śpi, ale chciałam zostawić jej wiadomość. Musiałam jej powiedzieć co się wydarzyło, kogo poznałam. Kaśka to zapalona fanka siatkówki, ma zdjęcia z połową siatkarzy Politechniki Warszawskiej. Uwielbia oglądać mecze i gra na pozycji libero. To dzięki niej ja też zaczęłam grać. Znamy się od zawsze, jak to lubimy określać, a tak poważnie jakieś pięć lat. Wiemy o sobie prawie wszystko, jest dla mnie jak druga siostra. Opisałam jej w skrócie, co u mnie i zapytałam jak tam ferie w górach. Odłożyłam laptopa na stolik, upiłam jeszcze łyka i ułożyłam się spać. Miałam jakieś dziwne sny, ktoś mnie gonił po ciemnej uliczce. Otworzyłam zdezorientowana oczy i uspokoiłam oddech. Spojrzałam na telefon. "1 nowa wiadomość". Wzięłam szybko telefon do ręki, zerkając przy okazji na godzinę. Była już dziesiąta. Wiadomość była od Bartka, pytał czy jadę dzisiaj na trening. Odpisałam mu, że nie dam rady, bo zabieram małego na plac zabaw i szybko zerknęłam za okno. Całe szczęście świeciło piękne słońce. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni zrobić śniadanie. Antek siedział grzecznie w salonie i oglądał jakieś bajki.
- Cześć maluch. Na co masz ochotę na śniadanie? - zapytałam całując go w czubek głowy.
- Dzień dobly ciociu. Myślę, że tosty będą w sam laz - odpowiedział patrząc nadal w ekran. W sumie, nie miałam jakiejś weny, jeśli chodzi o śniadanie, więc jego pomysł jak najbardziej mi się spodobał. Usmażyłam jajka, w tych śmiesznych foremkach kwiatkach, na podgrzane kromki ułożyłam plasterki sera, żeby się rozpuścił, na to jajka i szczypiorek. Nastawiłam wodę na herbatę i zrobiłam kakao.
- Chodź Antek, śniadanie gotowe - zawołałam w stronę chłopca, który chwilę później podniósł się z kanapy i przyszedł do kuchni. Wyglądał uroczo taki rozczochrany i w za dużym szlafroku. Włączyłam mu mały telewizor w kuchni, żeby mógł dalej oglądać ulubioną bajkę. Zjadł trzy tosty i wypił kakao posłusznie.
- Pycha ciociu, a jest jeszcze to ciasto z wczoraj? - zapytał wycierając "wąsy" rękawem.
- No pewnie, już ci nakładam - odpowiedziałam podnosząc się z krzesła. Mój telefon leżący na blacie akurat zaczął dzwonić więc odebrałam.
- Słucham?
- No hej mała, jak się spało? - usłyszałam w słuchawce cudowny głos Bartka.
- Całkiem dobrze, ale miałam dziwne sny. A tobie?
- Bardzo dobrze, bo śniłem o tobie.
- No już tak nie słódź od rana co?
- Dobrze, dobrze, haha. I jak? Zbieracie się już na ten plac zabaw?
- Jeszcze nie, właśnie zjedliśmy śniadanie.
- Mhm.
- A czemu pytasz?
- No bo myślałem, że może jeszcze do was zdążę na chociaż chwilę dołączyć, ale mamy spory trening i spotkanie taktyczne. Ważny mecz w sobotę.
- No rozumiem, to najwyżej widzimy się jutro.
- Dobra, to ja lecę, pa kochanie.
- Pa.
Nałożyłam małemu i sobie ciasto, i postawiłam talerzyki na stole. Zjedliśmy w ciszy, po czym wstałam żeby pozmywać.
- Kiedy idziemy na plac zabaw ciociu? - zapytał mały.
- Jak tylko pozmywam. Idź umyć ząbki i się ubierać, ok?
- Dobra! - zawołał szczęśliwy i tyle go było. Pozmywałam powstały przy śniadaniu bałagan i poszłam do łazienki się umyć. Pięć minut później stałam przed szafą i myślałam co by ubrać. Postawiłam na ciemne jeansy i szarą bluzę college. Włosy związałam w wysoki koczek i nawet się nie malowałam.
- Gotowy? - zapytałam zaglądając do pokoju Antka. Ubierał akurat bluzę, oczywiście tył na przód. Zawsze tak robił, gdy chciał być najszybciej gotowy do wyjścia. Podeszłam do niego i mu pomogłam. Chwilę później byliśmy już w przedpokoju i ubieraliśmy kurtki oraz kozaki. Wyszliśmy z domu opatuleni, a gdy zamknęłam drzwi i furtkę na klucz Antek złapał mnie za rękę. Przeszliśmy się podziwiając piękno zimy, mróz od dawna się utrzymywał, więc wszystko wyglądało magicznie i nie było chlapy. Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Antek nagle się zatrzymał i zapatrzył na dziewczynkę kręcącą się na karuzeli.
- Co jest mały? - zapytałam kucając przy nim.
- To Magda. Jest śliczna i w ogóle - odpowiedział zapatrzony chłopiec. Nagle się otrząsnął i poprawił włosy. - Dobrze jest? - zapytał jeszcze patrząc na mnie. Pokiwałam głową i pobiegł w kierunku dziewczynki. Ja poszłam wolnym krokiem na wolną ławeczkę. Przetarłam ją rękawiczką i powoli usiadłam. Zauważyłam, że do dzieciaków podchodzi jakiś mężczyzna. Zakręcił karuzelą i rozpoczął z nimi rozmowę. Chwilę później Antek zawołał mnie do nich, a ja w owym mężczyźnie rozpoznałam Marcina, kolegę od kawy.
tak w prezencie świątecznym macie mega długi rozdział ; )
widzimy się w styczniu ;) więc Wesołych Świąt, bogatego Mikołaja i szalonego Sylwestra ; )
piątek, 14 grudnia 2012
Rozdział 33.
- Serio? Aha, no skoro tak - powiedziała moja siostra zerkając raz na mnie raz na Bartka. Było już po dwudziestej, a oni dalej opowiadali nam swój wyjazd. Około dwudziestej pierwszej Antek zaczął nam zasypiać. Wzięliśmy go z Kurkiem do jego pokoju i położyliśmy malucha w jego łóżku. Był zmęczony dzisiejszym dniem, bo wiele zwiedzali jeszcze. Gdy wróciliśmy do salonu, okazało się, że Ania z Robertem przenieśli się na kanapę. Wyjęłam z szuflady cztery świeczki i poszliśmy usiąść koło nich. Odpaliłam waniliowe świeczki i powstała cudna poświata. Bartek usiadł za mną i objął mnie ramieniem, trzymając w drugiej ręce kieliszek z winem. Robert włączył jakiś film, którego nikt jeszcze nie oglądał i był z opisu całkiem ciekawy. Gdzieś w nudnym momencie wszyscy uznali zgodnie że pora na toaletę. Anka poszła pierwsza, później ja, a następnie chłopacy. W czasie gdy Robert z Bartkiem gadali jeszcze o jakiejś grze, poszłam zrobić z siostrą herbatę.
- Więc? Jak to z wami jest Gosieńko? To już tak oficjalnie? - zapytała mnie Ania gdy zostałyśmy same.
- Szczerze mówiąc, nie rozmawialiśmy o tym. Ale tak jak teraz jest, jest cały czas.
- Oooo, Gosia ma chłopaka - powiedziała śmiejąc się i dźgając mnie palcem w żebra.
- Wariatka jesteś - odpowiedziałam również się śmiejąc.
- Co to za śmiechy? - zapytał Robert wchodząc do kuchni. Za nim w pomieszczeniu zjawił się Bartek.
- A tak sobie gadamy - powiedziała Anka przytulając się do swojego męża i puszczając mi oczko. Uśmiechnęłam się pod nosem i Spojrzałam na Kurka, który odpowiedział mi również uśmiechem.
- Gosieńko, jest jeszcze to pyszne ciasto? - zapytał mój szwagier.
- No pewnie, że jest.
Wzięliśmy talerzyki, herbaty, ciasto i kolejne wino. Dokończyliśmy film, a kolejne trzy godziny spędziliśmy na opowieściach z meczy, w których zawsze jakiś siatkarz, był przedstawiony jako wariat i kończyło się to śmiechem. Dopiero w okolicach pierwszej Bartek zebrał się do domu. Pożegnałam go soczystym buziakiem i poszedł. W salonie napotkałam uśmiechniętą rodzinkę przyglądającą mi się uważnie.
- A wam o co chodzi? - zapytałam siadając na brzegu sofy z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Gosia ma chłopaka - zanuciła Anka.
- No zwariowałaś! - zawołałam rzucając w nią poduszką.
- Właśnie, że nie. Robert, powiedz jej to co mi.
- Co? O co chodzi? - zapytałam patrząc na nich zdezorientowana.
- No wiesz, nie wiem czy mogę ci to powtórzyć. Nie wiem czy to nie było powiedziane w męskim sekrecie - zaczął się nabijać Robert.
- Ej, no weź! Jak już zaczęliście temat, to chcę wiedzieć - spierałam się uparcie.
- No dobra, dobra. Kurek zapytany, czy jesteście razem, powiedział z rozanielonym uśmieszkiem, że tak.
Coś zakołysało się w moim brzuszku. "To pewnie te motylki" pomyślałam i się uśmiechnęłam.
- No popatrz na nią - powiedziała Ania.
- Mhm, to ten sam uśmiech - odpowiedział Robert.
- Dobranoc państwu, udanej nocy.
Gdy tylko zamknęłam drzwi od swojego pokoju usłyszałam podekscytowane szepty. Wiedziałam, że tej sprawy tak szybko nie zostawią. Przebrałam się w koszulkę i spodnie trzy czwarte i usiadłam na łóżku. Chwilę później wstałam i poszłam do łazienki. Anka i Robert byli już prawdopodobnie w swojej sypialni. Myjąc zęby usłyszałam delikatne pukanie. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam w nich siostrę ubraną w spodenki i koszulkę z rękawkiem.
- Gosia, ja wiem, że ty byś pewnie wolała jutrzejszy dzień spędzić z Bartkiem i w ogóle. Mam jednak takie pytanko, czy zabrałabyś Antka jutro na plac zabaw? Mówił nam, że bardzo by chciał, a patrzyłam w pogodę i ma być jutro ładnie - powiedziała Ania wchodząc do pomieszczenia i wyciągając z kosmetyczki swoją szczoteczkę. Wypłukałam usta i spojrzałam na nią.
- No pewnie, że go zabiorę. Żaden problem, a właściwie sama przyjemność.
no to jak? będzie 5 komentarzy dla Bartka? *.*
środa, 12 grudnia 2012
Rozdział 32.
- Na mój gust, to szybkie zakupy i szybka kolacja - odpowiedziałam patrząc na niego i myśląc co by tu ugotować. Wpadłam na pomysł, że zrobię naleśniki ze szpinakiem, sałatkę z tortelini i wz'tkę.
- Zakupy, na prawdę szybkie, bo mam pewien pomysł - powiedziałam uśmiechając się do Bartka, który wyjechał z parkingu i skierował się w stronę jakiegoś sklepu. Dziesięć minut później wysiadaliśmy już z samochodu. Bartek rozdał kilka autografów i udaliśmy się kupić wszystkie potrzebne produkty. Zajęło nam to zaledwie pół godziny, a po następnych dwudziestu minutach Kuraś parkował pod domem.
- Wejść i ci pomóc? - zapytał gasząc silnik.
- Jeśli masz ochotę.
Rozpakowaliśmy zakupy w kuchni i zabraliśmy się za gotowanie. Bartek zajął się naleśnikami, ja wz'tką. W międzyczasie nastawiłam tortellini, a chłopakowi powiedziałam jak zrobić szpinak do naleśników. Około siedemnastej trzydzieści prawie wszystko było gotowe. Pozostało mi jedynie przełożyć ciasto kremem i udekorować. O dziwo byłam tylko troszkę brudna, ale mimo wszystko chciałam się przebrać, więc poprosiłam Bartka żeby rozstawił talerze. W swoim pokoju ubrałam się w czarną koszulkę z kotkiem, pomarańczową bluzę na zamek i leginsy. Wróciłam do kuchni i pomogłam chłopakowi w rozstawianiu posiłków.
- Ładnie nam to wyszło - powiedziałam.
- Faktycznie - odpowiedział patrząc na mnie i się uśmiechając. Podszedł do mnie powolnym krokiem i objął mnie w pasie patrząc mi w oczy, a chwilę później już się całowaliśmy. Jego usta błądziły po moich, ciepłe, słodkie. Nie chciałam żeby przestawał, objęłam go rękami za szyję, on przyciągnął mnie jeszcze bliżej i całował zachłanniej. Rękami błądził po moich plecach, gdy dojechał do kręgosłupa wplatał swoje palce w moje włosy. Był to nasz pierwszy taki pocałunek, był jak magia. Chciałam żeby trwał i trwał. Usłyszeliśmy szczęk klucza w zamku i powoli się od siebie oderwaliśmy. Spojrzałam mu głęboko w oczy i się uśmiechnęła.
- Cześć Gosieńko!
- Czeeeeść ciociuu!
Złapałam Bartka za rękę i poszliśmy w stronę korytarza gdzie moja rodzinka zdejmowała kurtki i kozaki.
- Cześć kochani - powiedziałam patrząc na nich.
- Dzień dobry - dodał Kurek zaglądając zza mnie.
- O proszę, jaka miła niespodzianka - zawołał Robert podając Bartkowi rękę na przywitanie. Zaraz podbiegł do nas Antek podał rękę Bartkowi, a później przytulił się do mnie. Wzięłam go na ręce i ucałowałam w czoło.
- I jak maluszku? Podobało ci się? - zapytałam patrząc na niego.
- Taaak, było super! I mamy dla ciebie ciociu prezenty!
- O proszę, jak miło. Ale to zaraz, bo teraz to my mamy dla was niespodziankę - powiedziałam spoglądając na Bartka, który złapał mnie ponownie za rękę. Popatrzyłam na Ankę, która miała uśmiech na twarzy i spoglądała na nas uradowana. - No to chodźcie do salonu.
Przeszliśmy wszyscy w wyznaczone miejsce, a gdy zobaczyli stół stwierdzili, że chyba czytamy im w myślach, bo akurat zgłodnieli. Usiedliśmy wygodnie i zabraliśmy się za jedzenie. Opowiadali nam wszystko co się działo, zakupy, wycieczki, pogodę. Antek szczęśliwy powiedział, że nie bał się na kolejce górskiej i że ładnie mu szło na nartach. Gdy skończyliśmy jeść naleśniki i sałatkę, pozbieraliśmy z Bartkiem talerze i pokroiłam wz'tkę. Ania uznała, że wino się do niej nada, więc zeszła do piwnicy po butelkę słodkiego.
- No to co za niespodziankę macie? - zapytała Anka nalewając trunek do czterech kieliszków.
- Przecież kolacja była naszą niespodzianką - powiedziałam śmiejąc się z niej.
chłopaki proszą o 3 komentarze, przed kolejnym rozdziałem ;D
poniedziałek, 10 grudnia 2012
Rozdział 31.
- Jakie ty masz zimne ręce! - zawołał Bartek patrząc na mnie tymi swoimi cudnymi niebieskimi oczami.
- Mówisz? - zapytałam wkładając mu rękę pod koszulkę, w poszukiwaniu brzucha. Zapiszczał jak szalony i szybko uciekł o krok do tyłu. - No co ty, nie dasz mi ogrzać rąk? - zapytałam patrząc na niego smutnymi oczkami. Zaczął się śmiać i podszedł przytulając mnie do siebie.
- Ogrzewaj ręce ile tylko masz ochotę - szepnął mi do ucha i ucałował mnie w czubek głowy. Jak powiedział tak zrobiłam i moje dłonie ponownie wylądowały na jego umięśnionym brzuchu. Tym razem nie zapiszczał, ale czułam że przeszedł go dreszcz. Uśmiechnęłam się pod nosem gdy nadal mnie przytulał.
- Spotkałyśmy Marcina, dlatego tak długo nas nie było - usłyszałam głos Hani, mówiącej prawdopodobnie do Karola.
- Którego? - zapytał zdziwiony chłopak.
- No tego ze studiów. Tego, który chodził z Moniką z mojego roku.
- Tego wytatuowanego?
- No dokładnie tego samego.
- No i co tam u niego - kontynuował rozmowę Karol.
- Dobrze wszystko, znalazł pracę jakąś, ale Kaśka, ta czarna, ode mnie z roku, wiesz która nie? No to Kaśka mu się narzuca i nie wie chłopak co ma zrobić.
Tak słuchałam tej rozmowy przytulając się do Bartka i rozmyślając co dobrego przygotować Ance, Robertowi i Antkowi na kolacje.
- Masz jakieś plany na później? - zapytał Kurek odsuwając się na tyle, żeby widzieć moją twarz, ale nie wypuszczając mnie z objęć.
- Właściwie to tak, siostrzyczka do mnie dzwoniła, że o osiemnastej mniej więcej będą w Bełchatowie i chciałam im zrobić kolacje- niespodziankę.
- Aha, no dobra, to jak chcesz, możemy pojechać na zakupy po treningu.
- No pewnie, dzięki - odpowiedziałam dając mu buziaka w usta.
- Dobra gołąbeczki, Kurczak musi iść trenować - odezwał się Zati stając obok nas. Oboje się zaśmialiśmy i Bartek całując mnie w czoło pobiegł na boisko. Usiadłyśmy z Hanką na swoich poprzednich miejscach i patrzyłyśmy jak przebijają, serwują, atakują i bronią.
Trening skończył się około piętnastej, więc chłopacy poszli pod szybki prysznic i się przebrać. Pogadałyśmy z Hanką jeszcze o tym w jakich sklepach lubimy robić zakupy, jakie lakiery do paznokci lubimy i tego typu błahostki. Po dwudziestu minutach cała banda wyszła z szatni idąc w naszym kierunku. Naturalnie wszyscy roześmiani.
- To co? Czas na jakiś pożywny i wielki obiad? - zagadnął Daniel.
- No pewnie - zawołała ucieszona Hania.
- Ja niestety odpadam - powiedziałam wstając z krzesełka, a w tym samym momencie Bartek podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.
- Ah, tak, tak. Robaczki będą się miziać - zaśmiał się Mariusz.
- No peeewnie - przeciągnęłam specjalnie, żeby mieli większy ubaw.
- No to w takim razie my lecimy - powiedział Bartek ubierając kurtkę i pomagając mi ubrać moją. - Pojedziecie z nimi? - zapytał Karola i Hankę.
- Pewnie, żaden problem - odpowiedział chłopak uśmiechając się do nas.
Wyszliśmy przed budynek i zapakowaliśmy się do samochodu Bartka.
- No to jaki plan? - zapytał odpalając silnik.
środa, 5 grudnia 2012
Rozdział 30.
- O proszę, z tak daleka? Cóż cię sprowadziło w skromne, bełchatowskie progi? - zapytał Marcin słodząc swoją kawę.
- Odwiedzam siostrę i zbieram informacje o potencjalnym miejscu zamieszkania - odpowiedziałam zjadając kawałek ciastka.
- I rozkochuje w sobie gwiazdę polskiej siatkówki - dodała roześmiana Hania.
- Oo, którego? - zaciekawił się chłopak.
- Samego Bartosza K.
- Mm, ambitnie - powiedział przyglądając mi się. Jego zielone oczy miały w sobie pewną tajemnicę, taką którą normalnie bym chciała poznać, ale Bartek zmienił wiele w moim życiu.
- No przepraszam bardzo, ja tego nie zaplanowałam, tak jakoś wyszło - powiedziałam piorunując Hankę wzrokiem.
- No spokojnie loczeńku, przecież wiem - powiedziała dziewczyna uśmiechając się do mnie i upijając łyk swojego cappucino.
- No dobra, dobra. No to przejdźmy do drugiej części twojej wypowiedzi. Jak to zbierasz miejsce o potencjalnym miejscu zamieszkania? Planujesz zamieszkać w Bełchatowie? - zagadnął Marcin.
- Tak, myślę nad studiami tutaj.
- Jaki kierunek?
- Fizjoterapia.
- Mhm, słyszałem wiele pochlebnych opinii. Zresztą możemy to z Hanką potwierdzić - powiedział szczerząc się do niej. Odpowiedziała mu tym samym, a ja w tym czasie zjadłam kolejny kawałek ciasta. Spędziliśmy kolejne pół godziny na rozmowach różnych treści, gdy zadzwonił mój telefon.
*Cześć Gosieńko - usłyszałam głos siostry w słuchawce.
- No hej, co słychać?
* Właśnie się pakujemy i będziemy wyjeżdżać. Ty pewnie jesteś na treningu z Bartkiem, więc nie spodziewamy się zastać cię wyczekującą w domu, ale powiem ci, że mam kilka niespodzianek - powiedziała i wyobraziłam sobie jak się właśnie uśmiecha.
- A o której mniej więcej będziecie? Postaram się wrócić do tego czasu.
* Spokojnie, nie musisz.
- No dobra, chcę. Gadaj o której będziecie.
* No gdzieś w okolicach osiemnastej, bo zajedziemy pewnie jeszcze na obiad gdzieś.
- Ok, będę.
* No to super, a teraz lecę się pakować, opowiemy ci wszystko w domu. Pa siostrzyczko.
- Do zobaczenia później - powiedziałam kończąc rozmowę.
- To co loczuś? Zbieramy się na halę? - zapytała Hanka gdy chowałam telefon do torebki.
- Pewnie, trzeba jeszcze trochę im pokibicować - odpowiedziałam z uśmiechem powoli wstając z krzesła.
- To w takim razie ja też się zbieram. Miło było cię poznać - powiedział Marcin zwracając się do mnie z uśmiechem na twarzy.
- Ciebie również - odpowiedziałam mu tym samym i ubrałam kurtkę. Zapłaciliśmy za kupione kawy i ciastka i wyszliśmy z kawiarenki, do zalanego słońcem parku. Akurat zawiał mroźny wiatr, więc szybko zawinęłam się mocniej szalikiem.
- No to cześć dziewczyny - powiedział Marcin idąc w przeciwnym kierunku niż my i machając do nas. W milczeniu skierowałyśmy swoje kroki w stronę hali. Szłyśmy wolnym tempem, nigdzie się nie spiesząc i podziwiając uroki przyrody, która już nie długo obudzi się na nowo do życia. Gdy byłyśmy już pod halą zadzwonił telefon Hani. Dzwonił Karol, któremu powiedziała, że właśnie wchodzimy na obiekt i się rozłączyli. Chłopacy mieli właśnie przerwę, bo siedzieli na krzesłach, pili i wygłupiali się. Zdjęłyśmy kurtki, ponieważ w pomieszczeniu było ciepło w porównaniu z tym co panuje na zewnątrz.
- I jak kawa? Pewnie dobra, bo długo was nie było - powiedział Zati upijając łyk wody.
- Pyszna, pyszna - odpowiedziałam się uśmiechając się do niego i szukając wzrokiem Bartka. W tym samym momencie ktoś mi zasłonił oczy dłońmi.
- Zgadnij kto to - usłyszałam dźwięczny męski głos przy uchu.
- Też mi zagadka Bartuś - odpowiedziałam zabierając jego dłonie z moich oczu i odwracając się do niego twarzą.
poniedziałek, 3 grudnia 2012
Rozdział 29.
- Rozumiem, chciałabym dawać mu takie bezpieczeństwo i szczęście. Na prawdę, znam go nie długi czas, ale już wiem, że jest wyjątkowym chłopakiem i zasługuje na wszystko co najlepsze.
- I dzięki tym słowom mogę stwierdzić, że nie masz się czego obawiać, bo dasz mu to na co zasługuje.
- Myślisz?
- Tak. Jestem tego pewna - powiedziała uśmiechając się szczerze. Czułam, że do końca mojego pobytu tutaj, zaprzyjaźnimy się. Kolejne pół godziny treningu spędziłyśmy, na śmianiu się z chłopaków i gadaniu o niczym konkretnym. Uznałyśmy, że potrzebujemy kofeiny. Ubrałyśmy się w kurtki i podążając w stronę drzwi, zostałyśmy zawołane do barierki.
- A wy dokąd? - zapytał zaskoczony Karol, za którym już szedł Bartek.
- Na kawę, ileż można patrzeć jak bawicie się tą piłką? - odpowiedziała Hania śmiejąc się wesoło. Karol wziął ją w ramiona i pocałował.
Bartek podszedł do barierki, wyciągnął do mnie rękę, którą pociągnął mnie ku sobie i delikatnie, ale namiętnie pocałował. Ponownie stado motyli zatoczyło koło w moim brzuchu. Chwyciłam go za kark i kontynuowałam pocałunek, gdy reszta chłopaków zaczęła wiwatować, gwizdać i krzyczeć. Zaczęliśmy się śmiać nadal się obejmując. Spojrzałam na nich zza Bartka i puknęłam się w czoło.
- No dobrze, dobrze dziewczyny. Idźcie już, bo mi zawodników rozpraszacie - powiedział roześmiany trener.
- Pa chłopaki - powiedziałyśmy machając im na pożegnanie. Wyszłyśmy z hali ubierając się w kurtki i zalały nas promienie słońca.
- Ładny dzisiaj dzień - powiedziała Hania uśmiechając się i idąc w stronę pobliskiej kawiarenki.
- Faktycznie, po takiej śnieżycy, to aż szok, że jest tak ładnie.
- W sumie racja, a właśnie, co wy robaczki robiliście jak śnieżyca szalała? Mam nadzieję, że grzeczni byliście?
- No naturalnie! Filmy oglądaliśmy, jedliśmy różne rzeczy i tym podobne.
- No to dobrze.
Doszłyśmy chwilę później do kawiarenki i weszłyśmy do środka. Gdy już wybrałyśmy stolik rozejrzałam się wokoło. Lokal urządzony był w jasnych, ciepłych kolorach, na parapetach stały kwiaty. Podobało mi się tutaj bardzo, przez co uznałam, że wybierzemy się tu z Bartkiem kiedyś. Przy stolikach obok siedziały dziewczyny, mniej więcej dwa lata młodsze ode mnie. Gdzieś przy oknie starsza pani z książką i jedna zakochana para. Podszedł kelner i złożyłyśmy zamówienia na wz'tkę i cappucino.
- No to jak loczuś? Masz już jakieś plany na studia? - zapytała Hania.
- No kilka mam, powoli trzeba będzie na poważnie nad tym pomyśleć.
- A jakieś wstępne pomysły?
- Pewnie, myślę nad fizjoterapią tutaj, w Bełchatowie. W Warszawie nad filologią angielską i stosunkami międzynarodowymi, a we Wrocławiu nad turystyką.
- O proszę, sporo tego. Masz nad czym myśleć.
- Dokładnie - powiedziałam w momencie gdy kelner postawił przed nami zamówienia. Patrząc za okno zajadałyśmy się pysznymi ciastkami.
- O cześć Hanka, co słychać? - usłyszałam ciepły, męski głos i odwróciłam się w stronę z której dobiegał. Przy naszym stoliku stał wysoki chłopak, z bardzo króciutko obciętymi włosami, w ciemnych jeansach, białej koszulce i czarnej bluzie bez kaptura na zamek. Spod podwiniętych rękawów widać było tatuaże.
- Cześć Marcin - powiedziała Hania zaskoczona jego widokiem. - A ty nie wyjechałeś na ferie?
- No jak widać, zostałem. Praca była, więc postanowiłem, że poleniuchuję kiedy indziej - odpowiedział uśmiechając się do niej.
- Ah no tak. Może się przysiądziesz? Właśnie, to jest Gosia, Gosia to Marcin.
- Hej - powiedziałam ściskając jego dłoń na powitanie. Dostawił sobie krzesełko do naszego stolika i zamówił czarną kawę.
- No więc? Jak tam wasze ferie? I skąd jest Gosia? - zapytał rozsiadając się wygodnie na swoim miejscu.
- Z Warszawy - odpowiedziałam upijając łyk cappucino.
Subskrybuj:
Posty (Atom)