Translate

czwartek, 20 grudnia 2012

Rozdział 34.


- No to dobrze - powiedziała z ulgą Anka. Umyła zęby, a ja w ciszy zmyłam makijaż.
- Dobranoc staruszko - powiedziałam dając jej buziaka w policzek. 
- Dobranoc - odpowiedziała uśmiechając się do mnie.
 Zaszłam jeszcze do kuchni po szklankę soku pomarańczowego i powędrowałam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i sącząc powoli napój zaczęłam myśleć o tym wszystkim co się wydarzyło. Wydawało mi się, że miałam już decyzję w sprawie studiów podjętą. Włączyłam laptopa, żeby napisać do Kaśki, mojej przyjaciółki z Warszawy. Byłam pewna, że już śpi, ale chciałam zostawić jej wiadomość. Musiałam jej powiedzieć co się wydarzyło, kogo poznałam. Kaśka to zapalona fanka siatkówki, ma zdjęcia z połową siatkarzy Politechniki Warszawskiej. Uwielbia oglądać mecze i gra na pozycji libero. To dzięki niej ja też zaczęłam grać. Znamy się od zawsze, jak to lubimy określać, a tak poważnie jakieś pięć lat. Wiemy o sobie prawie wszystko, jest dla mnie jak druga siostra. Opisałam jej w skrócie, co u mnie i zapytałam jak tam ferie w górach. Odłożyłam laptopa na stolik, upiłam jeszcze łyka i ułożyłam się spać. Miałam jakieś dziwne sny, ktoś mnie gonił po ciemnej uliczce. Otworzyłam zdezorientowana oczy i uspokoiłam oddech. Spojrzałam na telefon. "1 nowa wiadomość". Wzięłam szybko telefon do ręki, zerkając przy okazji na godzinę. Była już dziesiąta. Wiadomość była od Bartka, pytał czy jadę dzisiaj na trening. Odpisałam mu, że nie dam rady, bo zabieram małego na plac zabaw i szybko zerknęłam za okno. Całe szczęście świeciło piękne słońce. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni zrobić śniadanie. Antek siedział grzecznie w salonie i oglądał jakieś bajki.
- Cześć maluch. Na co masz ochotę na śniadanie? - zapytałam całując go w czubek głowy.
- Dzień dobly ciociu. Myślę, że tosty będą w sam laz - odpowiedział patrząc nadal w ekran. W sumie, nie miałam jakiejś weny, jeśli chodzi o śniadanie, więc jego pomysł jak najbardziej mi się spodobał. Usmażyłam jajka, w tych śmiesznych foremkach kwiatkach, na podgrzane kromki ułożyłam plasterki sera, żeby się rozpuścił, na to jajka i szczypiorek. Nastawiłam wodę na herbatę i zrobiłam kakao.
- Chodź Antek, śniadanie gotowe - zawołałam w stronę chłopca, który chwilę później podniósł się z kanapy i przyszedł do kuchni. Wyglądał uroczo taki rozczochrany i w za dużym szlafroku. Włączyłam mu mały telewizor w kuchni, żeby mógł dalej oglądać ulubioną bajkę. Zjadł trzy tosty i wypił kakao posłusznie. 
- Pycha ciociu, a jest jeszcze to ciasto z wczoraj? - zapytał wycierając "wąsy" rękawem.
- No pewnie, już ci nakładam - odpowiedziałam podnosząc się z krzesła. Mój telefon leżący na blacie akurat zaczął dzwonić więc odebrałam.
- Słucham?
- No hej mała, jak się spało? - usłyszałam w słuchawce cudowny głos Bartka.
- Całkiem dobrze, ale miałam dziwne sny. A tobie?
- Bardzo dobrze, bo śniłem o tobie.
- No już tak nie słódź od rana co? 
- Dobrze, dobrze, haha. I jak? Zbieracie się już na ten plac zabaw?
- Jeszcze nie, właśnie zjedliśmy śniadanie.
- Mhm.
- A czemu pytasz?
- No bo myślałem, że może jeszcze do was zdążę na chociaż chwilę dołączyć, ale mamy spory trening i spotkanie taktyczne. Ważny mecz w sobotę.
- No rozumiem, to najwyżej widzimy się jutro.
- Dobra, to ja lecę, pa kochanie.
- Pa.
 Nałożyłam małemu i sobie ciasto, i postawiłam talerzyki na stole. Zjedliśmy w ciszy, po czym wstałam żeby pozmywać.
- Kiedy idziemy na plac zabaw ciociu? - zapytał mały.
- Jak tylko pozmywam. Idź umyć ząbki i się ubierać, ok?
- Dobra! - zawołał szczęśliwy i tyle go było. Pozmywałam powstały przy śniadaniu bałagan i poszłam do łazienki się umyć. Pięć minut później stałam przed szafą i myślałam co by ubrać. Postawiłam na ciemne jeansy i szarą bluzę college. Włosy związałam w wysoki koczek i nawet się nie malowałam.
- Gotowy? - zapytałam zaglądając do pokoju Antka. Ubierał akurat bluzę, oczywiście tył na przód. Zawsze tak robił, gdy chciał być najszybciej gotowy do wyjścia. Podeszłam do niego i mu pomogłam. Chwilę później byliśmy już w przedpokoju i ubieraliśmy kurtki oraz kozaki. Wyszliśmy z domu opatuleni, a gdy zamknęłam drzwi i furtkę na klucz Antek złapał mnie za rękę. Przeszliśmy się podziwiając piękno zimy, mróz od dawna się utrzymywał, więc wszystko wyglądało magicznie i nie było chlapy. Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Antek nagle się zatrzymał i zapatrzył na dziewczynkę kręcącą się na karuzeli.
- Co jest mały? - zapytałam kucając przy nim.
- To Magda. Jest śliczna i w ogóle - odpowiedział zapatrzony chłopiec. Nagle się otrząsnął i poprawił włosy. - Dobrze jest? - zapytał jeszcze patrząc na mnie. Pokiwałam głową i pobiegł w kierunku dziewczynki. Ja poszłam wolnym krokiem na wolną ławeczkę. Przetarłam ją rękawiczką i powoli usiadłam. Zauważyłam, że do dzieciaków podchodzi jakiś mężczyzna. Zakręcił karuzelą i rozpoczął z nimi rozmowę. Chwilę później Antek zawołał mnie do nich, a ja w owym mężczyźnie rozpoznałam Marcina, kolegę od kawy.

tak w prezencie świątecznym macie mega długi rozdział ; )
widzimy się w styczniu ;) więc Wesołych Świąt, bogatego Mikołaja i szalonego Sylwestra ; )

2 komentarze:

  1. o nie. Martwie się! Oby ten Marcin nic nie namieszal!! :D

    /czyta sie jak książkę! Tak płynnie.. Z zaciekawieniem co dalej. Genialnie!

    /<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, cudownie piszesz.
    Ale Marcina dalej nie lubię i nie chcę go tu! :(

    Spokojnego odpoczynku :*
    R :*

    OdpowiedzUsuń