Translate

wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział 35.


 Powolnym krokiem podeszłam do karuzeli, na której wirowały dzieciaki.
- No cześć - zagadnął mnie Marcin.
- Hej - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Ciociu, ciociu. To jest Madzia - wtrącił się Antek wskazując na wirującą na przeciwko niego dziewczynkę.
- Dzień dobry - odpowiedziała dziewczynka.
- Cześć, jestem Gosia.
 Marcin jeszcze ich chwilę pokręcił, a później uznali, że pora na ślizgawkę. Pobiegli więc w tamtym kierunku, a ja przysiadłam sobie na siodełku karuzeli. Odpychałam się lekko stopami, ale nie kręcąc się za mocno. Chłopak stał chwilę i patrzył za dzieciakami, ale po chwili dołączył do mnie siadając na krzesełku na przeciwko mnie. Zaczął odpychać się nogami i tym sposobem powoli zaczęliśmy się kręcić. Na początku szorowałam nogami po podłożu nie do końca pewna czy to jest dobry pomysł. Marcin przyglądał mi się cały czas, czekając jakby na pozwolenie, że może kręcić mocniej. Stwierdziłam, że w sumie co tam. Podniosłam nogi i się zaczęło. Wirowaliśmy strasznie szybko, w pewnym momencie zaczęłam się śmiać, a ręce pod wpływem oporów powietrza rozłożyłam na boki. Czułam, że chłopak już nie kręci, a gdy całkiem się zatrzymaliśmy spojrzałam na niego.
- Jeszcze raz? - zapytał gotowy do kolejnej rundy.
- Może później - powiedziałam śmiejąc się i wstając. Powędrowałam na jedną z czterech huśtawek i usiadłam na niej. Dzieciaki bawiły się w chowanego, a Marcin usiadł na huśtawce obok.
- No i jak tam? Podoba ci się w Bełchatowie? - zagadnął.
- Tak, lubię tu przyjeżdżać. Jest zupełnie inaczej niż w Warszawie.
- No to na pewno. Tam to pewnie zupełnie inne życie, na wyższych obrotach.
- No mniej więcej. Jest na pewno mnóstwo możliwości zajęcia czasu, ale nie zapominaj, że żeby gdzieś dojechać też trzeba się namęczyć - powiedziałam śmiejąc się.
- Co racja, to racja. Tutaj spokojniej, można zebrać myśli, odpocząć. Ty interesujesz się siatkówką? Czy jak to się stało, że poznałaś Haneczkę i Kurka.
- No więc, moja siostra jest żoną trenera. Robert, jest pierwszy rok trenerem starszej kadry. Wcześniej zajmował się młodziakami i tak jakoś wyszło, że zabrali mnie na trening. Chłopacy poszli z nami na lody, później była zwycięska kolacja. Zaczęliśmy się kolegować, poznawać..
- I bum?
- Tak, mniej więcej coś takiego - zaśmiałam się patrząc na dzieci.
- Czyli decyzję w sprawie studiów masz już podjętą? Od października mieszkasz tutaj?
- No, chyba tak. To nie jest w sumie tak, że ja tylko dla niego chcę tutaj zostać. Owszem, jest ważnym czynnikiem, ale od początku najbardziej nad Bełchatowem myślałam.
- Fizjoterapia, to w sumie ciekawy kierunek, nauczysz się jak masować ludzi - teraz to on się zaśmiał.
- No nie bądź wredny, nie chodzi tylko o samo masowanie - powiedziałam posypując go śniegiem, który leżał na górce koło mnie. Spojrzał na mnie zaskoczony, ale widziałam, że oczy mu się śmieją.
- Zaczęłaś wojnę! - zawołał wstając z huśtawki i porywając mnie po czym dostałam śniegiem w ramię. Zaczęłam się osłaniać i zbierać śnieg na swoją amunicję. Chwilę później dzieciaki do nas dołączyły i rozpoczęła się prawdziwa bitwa. Każdy rzucał w każdego i wszyscy się śmiali. Gdy skończyliśmy ja ukrywałam się za ślizgawką a reszta, gdzieś po placu zabaw. Nagle Marcin złapał mnie w pasie, zaczęłam się wiercić i śmiać, on też się śmiał. Tak się wyrywałam, że wylądowaliśmy w zaspie. Śmiałam się jeszcze bardziej i tarzałam się z lewej do prawej. Chłopak leżał obok mnie i obsypywał mnie kolejnymi porcjami śniegu.
- Dobra, koniec. Koniec! - zawołałam siadając na zaspie. Wszyscy byli strasznie mokrzy.
- Chyba musimy iść na herbatę, albo coś w tym stylu - powiedział Marcin patrząc po nas.
- Tak, koniecznie. Może do nas do domu, co myślisz ciociu? - zapytał Antek. W sumie, to jego dom, więc mógł zapraszać kogo chciał, w dodatku wszyscy byli mokrzy. Jeśli pójdziemy sprawnym tempem, nie zmarzniemy aż tak bardzo.
- No dobra, ale nie ma rozglądania się, bo nas wywieje i będziemy chorzy.
 Ruszyliśmy w drogę powrotną. Antek na przedzie z Madzią, a my z tyłu. Nie całe dziesięć minut później byliśmy na miejscu. Kazałam się dzieciakom szybko rozebrać i dałam im ciepłe szlafroki. Posadziłam ich na kanapie pod ciepłym kocem i puściłam bajki. Poszłam do sypialni Anki i Roberta, żeby poszukać jakichś dresów, żeby Marcin też mógł się ogrzać. Następnie poprosiłam go żeby nastawił wodę na herbatę, a sama przebrałam się w gruby wełniany sweter, ocieplana legginsy i kapcie emu. Pomogłam mu z herbatami i wyłożyłam ciasto.

no to mamy nowy rok i nowy rozdział ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz