Translate

środa, 30 stycznia 2013

Rozdział 42.


- No to co robaczki wczoraj robiliście? - zagadnęła Hania.
- Nic takiego, po prostu film oglądaliśmy - powiedziałam. Bartek w tym czasie objął mnie ramieniem, a ja się w niego wtuliłam.
- Mhm - odpowiedziała.
- Kurcze, która jest godzina tak w sumie? - zapytałam szukając wzrokiem zegarka.
- Dwunasta - odpowiedział mi Karol.
- Bartek, odwieziesz mnie do domu? Żebym mogła się przebrać? Bo na którą jest ten obiad w ogóle?
- Na czternastą trzydzieści - powiedziała Hania.
- No to wstawaj, bo nie zdążę - popędzałam chłopaka. Powolnie podniósł się z kanapy, a ja pozbierałam w tym czasie swoje rzeczy z łazienki. Szybko pożegnałam się z domownikami i poszliśmy do samochodu. Droga minęła nam na słuchaniu muzyki. Bartek zaparkował na podjeździe i ku mojemu zaskoczeniu wysiadł również z samochodu. Zaczekałam na niego przy furtce, a gdy się do mnie zbliżył, złapał moją twarz dłońmi i po raz kolejny tego dnia mnie pocałował. Gdy skończył zobaczyłam na jego twarzy uśmiech, ale nie byle jaki, taki cudowny, że aż sama też się uśmiechnęłam. Rozeszliśmy się w swoje strony, a gdy weszłam do domu poczułam zapach przygotowywanego kompotu. No tak, pani Renata zajmowała się Antkiem.
- Dzień dobry - powiedziałam wchodząc do kuchni. Chłopiec siedział w salonie i oglądał bajki, ale gdy usłyszał mój głos podniósł się i przybiegł mnie przytulić. - Cześć mały.
- Cześć ciociu! - i tyle go widziałam bo poleciał ponownie przed telewizor.
- Dzień dobry dziecko, szybko wróciłaś - powiedziała starsza kobieta krzątająca się przy garnkach. Mama Roberta, to drobna kobietka, o silnym charakterze, ciemnych włosach i nadal krzepkich ruchach. Dziesięć lat temu straciła męża i do dzisiaj nikogo sobie nie znalazła. Z jej oczu biła pewność siebie i siła, zawsze ją podziwiałam. - Głodna jesteś?
- Nie, nie. Nie dawno jedliśmy śniadanie, a w dodatku ide na obiad z siatkarzami.
- O proszę, no ale na pewno nic nie chcesz? Do tego obiadu jeszcze pewnie trochę wam zostało, a ja zrobiłam gofry.
- O jej, przekonała mnie pani - powiedziałam idąc w stronę szafki z talerzami i się śmiejąc. Wyjęła z piekarnika parujące jeszcze pyszności, z szafki dżem, a z lodówki bitą śmietanę. Nałożyłam sobie trochę jednego i trochę drugiego, po czym zatopiłam zęby w pysznym daniu. Kobieta w tym czasie kończyła robić kompot.
- Masz ochotę na kawę? - zagadnęła odwracając się do mnie. Ponieważ usta miałam pełne pokiwałam tylko głową, na co odpowiedziała mi uśmiechem. Chwilę później postawiła przede mną cukierniczkę i mleko. Poczułam wibracje w kieszeni bluzy więc wyjęłam telefon. Był to sms od Bartka, który napisał, że o czternastej po mnie przyjedzie. Spojrzałam na zegarek, było już w pół do pierwszej. Wypiłam kawę i
podziękowałam pani Renacie, po czym poszłam do pokoju pomyśleć w co by się tu ubrać. Otworzyłam szafę, w której wisiały marynarki i sweterki. Po chwili namysłu uznałam, że najlepiej będzie gdy ubiorę biały wełniany sweter, z długimi rękawami i bordowe jeansy. Przebrana poszłam do łazienki, żeby się pomalować i zrobić coś z włosami. Podłączyłam lokówkę do prądu, nałożyłam lekki podkład, a na oczach namalowałam delikatne kreski, rzęsy wytuszowałam. Włosy nakręciłam na dosyć grube loki, które trochę utrwaliłam lakierem i byłam gotowa. Wróciłam znowu do pokoju i spakowałam do małej, czarnej torebeczki portfel, perfum, którym wcześniej się wypsikałam i klucze. Spojrzałam na telefon, który akurat zadzwonił. Właściwie była to strzałka, której autorem był Bartek. Jak zrozumiałam czekał już przed domem, co by się zgadzało, ponieważ zegar wiszący na ścianie właśnie wybił czternastą. Wyszłam z pokoju, pożegnałam się z panią Renatą i Antkiem. Ubrana w kurtkę, kozaki i szal poszłam do samochodu, w którym czekali Kurek, Kłos i Hania. Przywitałam się z wszystkimi wesoło, a Kurakowi dałam buziaka. Z tyłu słychać było szepty, ale oboje to zignorowaliśmy. Włączyłam radio i ruszyliśmy w drogę. Jak się okazało obiad nie miał odbywać się w żadnej restauracji w Bełchatowie, tylko w małym pensjonacie pod miastem. Jechaliśmy jakieś dwadzieścia minut, więc byliśmy chwilę wcześniej. Bartek zaparkował obok innych aut i weszliśmy do środka. Od razu słyszało się gwar rozmów i muzyki z głównego pomieszczenia, do którego zaprowadził nas recepcjonista. Gdy siatkarze się zobaczyli, zaczęli do siebie podchodzić z uśmiechem na twarzach i się witać. Następnie wszyscy przywitali się z Hanią, a gdy zobaczyli mnie, z nie małym zaskoczeniem, mnie też witali. Ostatni w kolejce był Daniel.
- No dzień dobry pani! - powiedział przytulając mnie do siebie na przywitanie.
- Dzień dobry panu.
- Nie wiedziałem, że też przychodzisz.
- Oho, myślałam, że Bartek cię uprzedził.
- Nie, ale to nie szkodzi. Takie niespodzianki mogę przyjmować codziennie - odparł z uśmiechem na twarzy.
- Bez podrywania mojej dziewczyny tutaj - powiedział Bartek mijając nas. Oboje z Danielem
odpowiedzieliśmy śmiechem.
- Chodź pokażę ci pensjonat, mają nieziemski widok z okna na poddaszu, a w piwnicy jest istny raj gier -
zwrócił się do mnie chłopak. Skierowaliśmy się po schodach na górę. Przeszliśmy pierwsze i drugie piętro, po czym Daniel zmienił kierunek drogi, kierując nas na kolejne schody. Gdy otworzył przede mną drzwi do małego pomieszczenia z jedną ze ścian zupełnie oszkloną zaniemówiłam z zachwytu.


3 komentarze:

  1. Daniel? Kto to, bo nie kojarzę? ;o
    Pięknie piszesz :*

    R :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daniel to siatkarz Skry :P kumpel Bartka z drużyny.
      no ten rozdział akurat mi nie wyszedł ;o

      Usuń
    2. Jak nie, skoro tak :D
      Jejkuu... Musisz mi wszystko w tej siatkówce pokazać, bo ja nie ogarniam :(

      R :*

      Usuń