Translate

poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 27.


- O jeny. Poważnie? To tak.. romantycznie! A wiecie już gdzie?
- Myślimy nad Bełchatowem. Jest tam jeden hotel z pięknym ogrodem. Już sprawdzaliśmy rezerwacje, mają wolne terminy.
- No to super.
- Tak, tak, teraz opowiadaj co tam u ciebie. Stało się coś, że dzwonisz?
- Już zaraz coś się stało. Byłam ciekawa jak tam wasz romantyczny wyjazd - powiedziałam do słuchawki wyciągając lody z zamrażalnika.
- No to już ci opowiedziałam. Teraz słucham co nowego u ciebie dziecinko. Słyszałam, że miałaś ciekawego gościa.
- Rozmawiałaś z Anią?
- Tak, wspominała o Bartku. To coś ważnego? Dla ciebie ważnego?
- Nie wiem mamo, znamy się od soboty. Jest dopiero wtorek. Owszem, spędziliśmy bardzo miło te dwa dni, jest uroczy, kochany, zabawny.
- Mhm, ok, to w takim razie ja zaczynam deser. Zadzwonię w piątek. Opowiesz mi co nowego. Trzymaj się dziecinko. Tata przesyła ci całusy.
- Ucałuj i uściskaj go ode mnie, a on niech uściska i ucałuje cię ode mnie. Dobrej zabawy.
 Rozłączyłyśmy się. Lubiłam rozmowy z mamą gdy się jakiś czas nie widziałyśmy. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Odłożyłam telefon i poszłam otworzyć. Ku mojemu zaskoczeniu w drzwiach stał Bartek.
- Zapomniałeś czegoś? - zapytałam zapraszając go ręką do środka.
- Tak, wydaje mi się, że tak - powiedział podchodząc łapiąc moją twarz w obie dłonie i całując zachłannie i namiętnie. Z początku byłam zaskoczona, ale po chwili poczułam, że jego ręka zeszła na moją talię, a ja złapałam go za kark i przyciągnęłam jeszcze bliżej. Wtedy zrozumiałam, że wbrew logice zakochałam się w nim. Chwilę się całowaliśmy, a gdy Bartek oderwał swoje usta od moich, nie odsuwając naszych ciał od siebie spojrzał mi głęboko w oczy. Widziałam w nich szczęście, moje pewnie wyglądały tak samo, bo na jego twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech.
- No to teraz mogę jechać do domu - powiedział odsuwając się ode mnie.
- Poważnie? - zapytałam zaskoczona.
- Nie no co ty, jak mogę to bym jeszcze trochę został.
 Wpuściłam chłopaka do domu. Wyciągnął z kieszeni kurtki dwie tabliczki czekolady, zdjął kurtkę i buty.
- Którą wolisz? - zapytał pokazując mi opakowania. W jednej ręce trzymał białą, o smaku michałków, a w drugiej mleczną z orzechami.
- O nie, trudny wybór. Może być po pół?
- No pewnie - odpowiedział po czym udaliśmy się do salonu.
 Bartek siedział u mnie aż do dwudziestej trzeciej, ale uznał, że już czas najwyższy się zbierać, bo musi się wyspać przed treningiem.
- Odwiedzisz nas jutro? - zapytał przytulając mnie przy drzwiach wejściowych.
- Jeśli po mnie przyjedziesz - odpowiedziałam uśmiechając się zalotnie.
- Będę w pół do jedenastej.
- Ok.

1 komentarz:

  1. Tralala :D Jestem tak szczęśliwa jak oni :p
    Wkręciłam się chyba ;)
    Stajesz się, Kochana, moją motywacją :D

    R :*

    OdpowiedzUsuń