Translate
niedziela, 21 października 2012
Rozdział 9.
Spałam dosyć niespokojnie, połowę nocy się wierciłam. Gdy otworzyłam oczy, pierwsze co zwróciło moją uwagę, była duża ilość śniegu za oknem. Rozejrzałam się po pokoju. Był urządzony przyjemnie dla oka, ale sama bym to zrobiła trochę inaczej, mimo wszystko beżowe ściany i oliwkowe meble dobrze się komponowały w pokoju gościnnym. Napotkałam wzrokiem zegarek, była dopiero 7. Wyjęłam z torby laptopa i postanowiłam zerknąć co tam wszędzie słychać. Koleżanki pisały gdzie wyjechały, jedna nad morze, inna w góry. Każdy cieszył się feriami, jedynym luźniejszym momentem przed maturą. Wielkanoc będzie również pod znakiem nauki. Przynajmniej w moim wykonaniu. Posiedziałam chwilę i dostałam wiadomość od Adama, mojego przyjaciela jeszcze z gimnazjum.
* Cześć Gosiu, co u Ciebie słychać?
- W porządku wszystko, siedzę u siostry i cieszę się spokojem jaki obecnie panuje w ich domku. Bo gdy Antek się obudzi, to tornado się tutaj rozpocznie.
* Haha, no tak, tak. Antek baaardzo żywiołowo szaleje, pamiętam.
Gadaliśmy tak chyba pół godziny, bo później musiał się zbierać. Znów zostałam sama ze swoimi myślami. Podłączyłam słuchawki do laptopa i zaczęłam słuchać mojego ukochanego Maroon 5. Wyjęłam zeszyt na szkice i usiadłam w oknie. Ławka w ich ogrodzie zimą wyglądała cudnie. 10 minut później miałam gotowy rysunek i uznałam, że pójdę wziąć prysznic póki nie ma kolejki. Przeszłam przez korytarz najciszej jak mogłam, nikt się nie obudził. Lubiłam tą poranną ciszę, człowiek ma chwilę na zregenerowanie sił, przebudzenie się i zaplanowanie czasu. Gdy gorąca woda spłynęła po moim ciele poczułam, że się rozluźniam. Pozwoliłam sobie dzisiaj na dłuższy prysznic i dopiero po 20 minutach wszyłam. Otarłam się, zawinęłam włosy w turban i nałożyłam na siebie szlafrok. Wzięłam olejek i poszłam do pokoju się ubrać. N korytarzu natknęłam się na zaspanego Roberta.
- Hej - powiedział mijając mnie i wchodząc do łazienki. Jaki on jest w tym stanie zabawny. Weszłam do pokoju i wyjęłam z szafy szarą bluzę , czarne legginsy i grube wełniane skarpety, na które ubrałam kapcie. Ubrana z mokrymi, rozpuszczonymi włosami skierowałam się do kuchni. Było już w pół do dziewiątej i postanowiłam, że zrobię śniadanie. Gdy wyjmowałam z lodówki jajka, do tostów ze smażonym jajkiem zadzwonił mi telefon. Zobaczyłam na wyświetlaczu "mama".
- No hej, co słychać? - odebrałam kontynuując przygotowywanie śniadania.
* No cześć córcia, dzwonię, bo się stęskniłam już i chciałam ci się pochwalić, że ojciec zabiera mnie w góry.
- Ooo, to super! Zawsze chciałaś go namówić na wyjazd w lutym jak śnieg jest.
* Dokładnie, tak mnie zaskoczył, że sobie nie wyobrażasz. No, to ja już powiedziałam, co miałam powiedzieć, a teraz ty opowiadaj. Jak tam minęła wam sobota?
- Ciekawie - powiedziałam śmiejąc się - poznałam drużynę Roberta. Fajne chłopaki, zwariowane i zabawne.
* No proszę, proszę. Któryś cię zainteresował bardziej? - wiedziałam, że się lekko uśmiecha.
- Maaamo, Anka już mnie wczoraj o to wypytywała. Znam ich jedynie jeden dzień, wiesz, że po tak krótkim czasie nie jestem w stanie ci tego powiedzieć.
* No dobrze, dobrze. Pogadamy na ten temat jeszcze, bo mnie ojciec woła na śniadanie.
- Dobra, to leć, leć. Pa.
- Pa mała, trzymaj się.
No i było po rozmowie. Dopiero jeden dzień tu byłam, więc nie stęskniłam się za nią jeszcze za bardzo.
- O co cię wypytywałam? - zapytała Anka wchodząc do kuchni i nastawiając wodę, pewnie na kawę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja chcę więcej, za dobrze mi się to czyta :*
OdpowiedzUsuńR :*